Pozwólcie, że daruję sobie tegoroczne podsumowanie roku 2021, bo z jednej strony był on dla mnie cudowny i wydarzyło się w nim wiele wspaniałych rzeczy, a z drugiej strony naprawdę wolałabym żeby nigdy się nie wydarzył.
Świąt Bożego Narodzenia również nie chcę komentować, bo były one bardzo dziwne. Oczywiście spędziłam je wśród przyjaciół oraz rodziny, ale ani na chwilę nie opuszczała mnie pustka z powodu braku taty. To już nie ten sam magiczny klimat co do tej pory.
Myślę, że część z Was całkowicie rozumie mój ból, bo z tego co wielu z Was pisało, nie tylko ja straciłam bliską mi osobę w ubiegłym roku. Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Nie pozostało nic innego, jak iść do przodu.
Dlatego w tym roku na nic się nie nastawiam. No dobrze, zrobiłam listę z planami do zrealizowania
i postaram się bardzo mocno ich trzymać, ale poza tym - nie szykuję się na nic specjalnego.
Z rzeczy, które mam zamiar spełnić są oczywiście wstępne ogarnięcie domu, czy chociażby sprowadzenie psa do Holandii. Na liście nie zabrakło także poprawy odżywiania i sylwetki.
Na wstępie chciałabym Was przeprosić. Wybaczcie, ale od kilku dni trzyma mnie melancholia i jakoś trudno jest mi się poskładać do "kupy". Dodatkowo się rozchorowałam, więc chociaż staram się być bardzo pozytywną osobą, tak teraz przychodzi mi to niezwykle trudno.
Nie o tym jednak mowa.
Wśród moich poplątanych myśli i kilku dni choroby, postanowiłam się dzisiaj dotlenić. Jak już Wam o tym pisałam mieszkam teraz w mieście, ale jakiś kilometr od domu mam też jeziorko. Uznałam, że będzie to idealnie miejsce na spacer.
Zapomniałam tylko o tym, że mamy niedzielę i nie tylko ja wpadłam na taki pomysł, bo o dziwo pogoda bardzo dopisywała rozrywkom na świeżym powietrzu.
Niemniej, dzielnie ruszyłam w tłum. Moim celem było odnalezienie... stoku narciarskiego.
Pewnie teraz kilku z Was przeczyta powyższe zdanie jeszcze raz i uzna, że zgłupiałam, ale nie.
Istnieje w Holandii raptem kilka stoków. Oczywiście są one malutkie i bez śniegu, ale cieszą się teraz naprawdę ogromnym zainteresowaniem. Jeden z nich jest nad jeziorem, kilometr od mojego domu.
Z racji na fakt, że w Polsce mąż ma stok narciarski zaraz nad domem, postanowiliśmy sprawdzić jakie są szanse na skorzystanie z tej atrakcji tutaj. Dla Michała ta "góra" nie byłaby żadnym wyzwaniem,
ja natomiast pod tym względem jestem totalną łamagą, a moja nauka jazdy na nartach kilka lat temu skoczyła się wielką awanturą z moim obecnym małżonkiem, którego z tego miejsca gorąco pozdrawiam :) , ale wydaje się że ta holenderska góreczka byłaby dla mnie idealnym miejscem do nauki.
Kto wie... może później znów spróbuję swoich szans na stoku w Laskowej ;)
Ale, ale... najpierw muszę spróbować swoich sił tutaj. Nie mogę Wam jeszcze opowiedzieć jak było, bo dziś zdecydowaliśmy się tylko na przyjemny spacer, ale z pewnością gdy tylko znajdę ochotę i chwilę na narty, to z pewnością podzielę się z Wami moimi wrażeniami.
Tymczasem wrzucam Wam kilka zdjęć z mojego niedzielnego popołudnia.
Komentarze