Korek o godzinie 23:00, automat z prezerwatywami w centrum miasta, totalna dowolność stroju (lub jego braku) - to tylko niektóre z elementów, które zaskoczyły mnie na Ibizie.
Lecąc tam spodziewałam się po prostu jednej wielkiej. niekończącej się imprezy, a dostałam dużo, dużo więcej.
Na przykład spotkałam Hulka, z którym oczywiście musiałam zrobić sobie zdjęcie.
Dowiedziałam się, że wakacje spędza tam również znany Transformers - Bumblebee. Albo i tam mieszka... trudno powiedzieć. Niestety nie miałam jak zapytać, bo przebywał akurat na najwyższym balkonie budynku.
Imprezowałam również wspólnie z Megi, która brała udział w naszym babskim, ibizowym wypadzie.
Miałam też możliwość pokazania swojej anielskiej strony... przynajmniej na zdjęciu.
A teraz tak trochę bardziej na poważnie ;)
Wyspa powitała mnie wyśmienitymi potrawami, pysznymi drinkami, pięknym starym miastem i życzliwymi ludźmi. Czułam się tam w stu procentach bezpiecznie, a przede wszystkim dobrze.
Tam po prostu niczego nie może brakować. Ani słońca, ani alkoholu, ani jedzenia.
Jest tyle rzeczy, o których chcę Wam opowiedzieć, że nie wiem nawet od czego zacząć.
Wydaje mi się, że na początek warto wspomnieć o czymś, co jako pierwsze wywołało u mnie szok (poza korkami w nocy, o których opowiem później). Wiecie, ja generalnie mam dość duże kompleksy i problem z zaakceptowaniem siebie. Tam natomiast coś takiego jak poczucie wstydu po prostu nie istnieje. Wiele kobiet chodzi po mieście tylko w delikatnych, przewiewnych, plażowych narzutkach mając na sobie jedynie majtki. Na plaży natomiast duża część osób decyduje się na opalanie topless, chcąc zyskać równomierną opaleniznę. Szczerze... szacun za odwagę i taką akceptację ciała!
Na imprezach też istnieje duża swoboda jeśli chodzi o ubiór. Tam każdy chce czuć się sexy i dobrze się bawić. A wierzcie mi, bawić da się na Ibizie naprawdę świetnie.
Może nie jestem typem imprezowiczki i zdarzyło mi się odwiedzić tylko kilka klubów, ale to czego doświadczyłam na hiszpańskiej wyspie to zupełnie inny poziom przeżyć. Każdego dnia w lokalach obowiązuje inny motyw przewodni, a co za tym idzie - inne dekoracje, muzyka, a nawet atrakcje! Tam po prostu nie da się nudzić. Zobaczcie tylko jak wyglądała maskarada:
Po udanej zabawie i bólu w nogach warto wybrać się do domu taksówką. Miałam wrażenie, że jeździ ich tam znacznie więcej niż normalnych aut. To na Ibizie tani i wygodny środek komunikacji. W tym miejscu warto wspomnieć, że pod każdym klubem stoi osoba, która przez krótkofalówkę informuje kierowców, że ludzie chcą wracać do domu. Dzięki temu nie trzeba zaprzątać sobie głowy dzwonieniem po kierowcę. Wystarczy ustawić się w kolejce w wyznaczonym miejscu i czekać na swoją kolei, by jechać pod wybrany adres.
Musicie się jednak uzbroić w cierpliwość, bo korki w godzinach nocnych to tutaj norma - a zwłaszcza w ścisłym centrum. Dlatego dobrze jest czasem przemieścić się z puntu a do punktu b na nogach. Zresztą, Ibiza jest na tyle urokliwa, że warto jest też zrobić sobie spacer. Ja akurat miałam możliwość mieszkania na starym mieście w okolicach zamku i poza imprezowaniem chciałam również trochę pozwiedzać. To też z całego serca polecam. Te uliczki mają niesamowity klimat, a w każdym zakamarku można napotkać na coś ciekawego.
Na koniec nie mogę nie wspomnieć o jedzonku. Pizza na kawałki, pyszne bułki w piekarniach i obiady w przytulnych restauracjach to prawdziwy rarytas. Do tego kieliszek sangrii i czujecie się jak w raju :)
Jakie są minusy? Angielski nie jest mocną stroną mieszkańców i z niektórymi naprawdę trudno jest się dogadać bez znajomości hiszpańskiego. Ibiza nie należy też do najtańszych miejsc, więc warto odłożyć sobie trochę gotówki. Uważajcie też ze słońcem, bo bardzo łatwo można tutaj dostać udaru i szybko spalić się na raczka. Dodatkowo bądźcie ostrożni z klimatyzacją, żebyście tak jak ja nie wrócili z bólem gardła od drastycznych zmian temperatur.
Poza tym jeździe na Ibizę - bo naprawdę warto! :)
Comments