Cieszę się, że obecnie nie jestem w Polsce.
Przepraszam Was wszystkich za to co piszę, ale taka jest prawda.
Ja rozumiem, że mamy pandemię, że trzeba o siebie dbać i zachowywać ostrożność. Sama staram się zwracać na to uwagę. Jednak robię to nie dlatego, że ktoś mi każe, tylko dlatego że chcę.
Nie mówię, iż w Królestwie Niderlandów jest idealnie, bo wszędzie można się do czegoś przyczepić, aczkolwiek ludzie uprawiają tutaj sporty, spacerują i... żyją.
A teraz uwaga!!! - to wszystko bez maseczek.
Zakładanie ich jest nakazane (do tej pory było tylko zalecane), gdy wchodzimy do zamkniętej przestrzeni publicznej. Nie trzeba ich natomiast nosić na zewnątrz.
Dużo ludzi pyta mnie, jak wygląda tutaj sytuacja z epidemią. Prawda jest taka, że nie bardzo zwracam na nią uwagę. Mam w głowie świadomość, że jest, ale nie jestem zalewana natłokiem informacji każdego dnia na temat liczby nowych przypadków, czy zgonów.
Staram się być na bieżąco z wiadomościami z Polski, dlatego obserwuję wiele polskich stron. Jednak od jakiegoś czasu mam ich wszystkich dość. Wszędzie, ale to wszędzie słychać tylko o koronawirusie. Poważnie? Nie ma innych tematów?
No dobrze, od kilku dni głośno jest jeszcze o zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego w Polsce. Bardzo cieszę się, że temat ten przebił się na powierzchnię, bo nie można tego przemilczeć. Mamy XXI wiek, dlatego niepojęte jest dla mnie odbieranie kobietom prawa do decydowania o swoim życiu.
Nie jest to jednak temat dzisiejszego wpisu, dlatego nie chciałabym się mocniej w to zagłębiać... przynajmniej nie dziś. Muszę trochę ochłonąć i nabrać dystansu.
Wracając do COVID-19. Wybrałam ten temat, bo w tym przypadku myślę bardziej obiektywnie, a po drugie chciałabym Was zaznajomić z surowymi restrykcjami (według tutejszego rządu) jakie panują w Holandii.
Tytułem wstępu: każdy (z mojego środowiska) nauczył się z tym żyć i przystosował do nowej rzeczywistości. Wiecie... odnoszę wrażenie, że wszyscy są tutaj po prostu zmęczeni ograniczeniami i bardziej narzekają, że czegoś nie mogą, niż boją się zachorowania. Zwłaszcza, że większość osób kocha tutaj podróże, a teraz nie jest na to najlepszy czas.
Nie powiem, że ograniczenia mnie nie dotknęły. Nie można tutaj wychodzić do restauracji (jedzenie dostępne jest tylko na wynos), trzeba ograniczać kontakty międzyludzkie (można przyjąć jedynie 3 osoby w domu), ograniczone jest kursowanie pojazdów miejskich (trzeba zakładać maseczkę), nie odbywa się wiele wydarzeń kulturalnych, zakupy można zrobić tylko do godziny 20 (wcześniej do 22), alkohol sprzedawany jest jedynie w godzinach 7:00 - 20:00 i oczywiście trzeba zachowywać 1,5 metra dystansu od innych. Dodatkowo wskazana jest praca zdalna, o ile jest możliwa.
Dla zainteresowanych coffee shopy również zamykane są o godzinie 20:00 i można z nich korzystać tylko na wynos.
Jeśli miało się kontakt z osobą zarażoną trzeba odbyć 10-dniową kwarantannę. Przy czym jej czas liczy się od ostniego spotkania z chorym.
Dodatkowo zalecane jest unikanie tłumów i ograniczenie podróży. Warto też śledzić specjalną mapę. Wszystkie kraje są na niej oznaczone różnymi kolorami.
Państwa oznaczone kolorem zielonym nie wiążą się z nieprzyjemnościami.
Kraje żółte - można podróżować, ale trzeba zachować ostrożność.
Pomarańczowe - wyjazdy tylko z pilnych sprawach, po powrocie trzeba odbyć kwarantannę.
Kraje czerwone - wszelkie wyjazdy są odradzane.
Polska obecnie znajduje się w strefie pomarańczowej, dlatego planowany przeze mnie wyjazd trochę odłoży się w czasie. Odbiór dowodu osobistego musi poczekać.
Przechodząc do sedna.
Jak dla mnie, holenderskie ograniczenia nie są jakoś bardzo surowe i da się z nimi żyć.
W przeciwieństwie do polskich. Gdyby te chociaż przynosiły efekty. Liczba przypadków w Polsce jakoś bardzo nie spada. Zastanawia mnie w jak znacznym stopniu ucierpi na tym gospodarka.
Ogólnie wychodzę z założenia, że nie powinnam się do tego mieszać, bo przecież tam nie mieszkam, więc to nie moja sprawa. Generalnie też jestem takiego zdania i bardzo nie lubię gdy ktoś wypowiada się na jakiś temat, ustawia innych, chociaż jego ta sytuacja nie dotyczy.
Tylko wiecie... chciałabym kiedyś wrócić do swojego kraju, założyć w nim swoją firmę, wybudować dom, mieć dzieci i móc tam normalnie funkcjonować, ale z dnia na dzień coraz bardziej zastanawiam się czy będę mieć taką możliwość i czy w ogóle mam tam jakąś przyszłość.
P.S. Długo zastanawiałam się jakie zdjęcie (zdjęcia) dodać do dzisiejszego wpisu. Ostatecznie postanowiłam, że podzielę się z Wami widokami z ostatniego spaceru. Być może niektórzy z Was nie mają możliwości, żeby wyjść z domu, dlatego śpieszę z pomocą.
Przenieśmy się nad wodę i do lasu:
Comments