Jak tam u Was po świętach? Dochodzicie już do siebie, czy wydłużyliście sobie lenistwo o jeszcze jeden, dzisiejszy dzień?
Ja jak zwykle przejedzona, zasiedziała i zmęczona, ale też zadowolona. To ostatnie jest dla mnie najważniejsze, więc reasumując - nie jest źle.
Dziś doszłam do wniosku, że dość siedzenia i wzięłam się za ćwiczenia fizyczne, żeby zrzucić trochę ciałka do Sylwestra (inaczej mogłabym nie zmieścić się w sukienkę, a tego byśmy nie chcieli).
Jak już wiecie, w tym roku postawiłam na naprawdę solidne przygotowania. Wiele potraw postanowiłam zrobić samodzielnie.
Razem z mężem zrobiliśmy uszka, zupę grzybową z łazankami, racuchy, kompot z suszu oraz rybę.
Dodatkowo upiekliśmy dwa ciasta.
Generalnie - jestem z siebie naprawdę dumna. Zmęczona, ale i szczęśliwa.
Swoją drogą to bardzo ciekawe, że na przygotowanie zaledwie dwóch dni wolnego poświęcamy tyle wolnego czasu.
Niemniej, skoro już "zmarnowałam" kilka dni na przygotowanie Wigilii, chciałabym się Wam teraz pochwalić efektami mojej pracy. Przy okazji wiem, że grono moich odbiorców poszerzyło się o kilka zagranicznych znajomych, dlatego śpieszę z wyjaśnieniem jak wygląda w Polsce wigilijna kolacja.
Tradycyjnie zaczęliśmy od połamania się opłatkiem. Później zasiedliśmy do stołu.
Na pierwszy ogień poszły moje ukochane uszka z barszczem. Zdecydowanie powinnam je jeść jako ostatnie, bo jak zwykle nie znam przy nich umiaru i potem mam problem z resztą dań. No ale jak można nie zacząć od barszczu?
Jako druga na stole gości u mnie grzybowa. W tym roku, na życzenie męża podana z łazankami. Jako, że nie mogliśmy znaleźć ich w sklepie postanowiłam dołożyć jeszcze jedną rzecz "do zrobienia".
Mama przesłała mi w paczce suszone grzyby, które cudownie pachniały i gdyby nie fakt, że moja pierwsza w życiu grzybowa wyszła słodka, bo dałam do niej za dużo marchewki... to byłoby idealnie. Niemniej i tak ją zjedliśmy.
Na zdjęciu możecie podziwiać ją w towarzystwie szklaneczki kompotu z suszonych owoców, które również dotarły do nas w paczce z Polski.
A teraz zagwozdka! Jak podajecie rybę w Wigilię? My musieliśmy iść z mężem na kompromis.
Ja jadam rybę z samym chlebem. U mnie w domu zawsze stawiano na prostotę pod tym względem. Zresztą, żeby zmieścić 11 pozostałych dań... trzeba iść w proste rozwiązania.
Nie lubię karpia, dlatego od kilku lat zawsze kupuję dorsza. W rodzinnym domu mama pozostawia nam wybór, przygotowując różne rodzaje ryb.
Natomiast w rodzinie mojego męża, Wigilia składa się z dosłownie kilku dań. Bardziej przypomina to obiad, w którym na pierwsze danie je się zupę, a na drugie... konkretny posiłek.
Dlatego też, rybę podaje się w towarzystwie ziemniaków oraz kapustki (w naszym przypadku zabrakło tego ostatniego składnika dania idealnego i musieliśmy kombinować. Buraczki również zdały egzamin).
Nie mogąc zdecydować się na jedną z wersji.. postanowiliśmy iść na świąteczny kompromis i przygotowaliśmy sobie dwie wersje tego samego posiłku.
Po rybie przyszedł czas na pierogi...
... których zapomnieliśmy rozmrozić! :(
Dopiero w trakcie Wigilii przypomnieliśmy sobie o wyjęciu z zamrażalnika pierogów z kapustą oraz grzybami, które tak na wszelki wypadek przywieźliśmy we wrześniu z Polski (opłaciło się).
Pomimo przygotowywania ich na ostatnią chwilę, walory smakowe pozostały niezmiennie dobre.
Po tym musieliśmy zmieścić w siebie tylko racuchy z jabłkami.
Nie wiem czy Wy też tak macie, ale ja potrawy wigilijne staram się zjeść bardzo szybko. Takie niezdrowe przyzwyczajenie z dzieciństwa...
Zawsze tak bardzo nie mogłam doczekać się prezentów, że poganiałam wszystkich w domu, żeby pośpieszyli się z kolacją. Teraz mimowolnie robię to samo. Ale wreszcie doczekałam się i przyszedł czas na prezenty!
Pierwszy raz w życiu musiałam je pakować bez pomocy mojej siostry. Myślałam, że oszaleję, ale jakoś poszło. Podczas wideokonferencji nauczyła mnie nawet robić kokardkę.
Nowa umiejętność +1
No dobrze, ale w takim razie czas na najważniejsze pytanie wieczoru. Co dostałam?
Już pokazuję:
Mój pierwszy, osobisty aparat i...
... wymarzoną od dawna bransoletkę!
Żeby nie było też się postarałam i kupiłam mężowi portfel z jego ulubionej firmy.
Nic więc dziwnego, że pomimo rybnego sporu, wieczór spędziliśmy szczęśliwie.
Aaaa!!! Byłabym zapomniała. W pierwszy i drugi dzień Bożego Narodzenia mieliśmy okazję zjeść ciasta, które upiekliśmy.
Jakby ktoś miał jeszcze miejsce to zapraszamy. Jeszcze zostało :D
Comments