Maseczka - trudno w niej okazać uczucia - nie widać naszego zadowolenia, uśmiechu, frustracji, czy złości.
Ponadto jest niewygodna, niepraktyczna i trudno się w niej oddycha.
Minusów każdy z nas znajdzie pewnie jeszcze sporo, ale niemniej... jest ona wymagana i wbrew pozorom bardzo przydatna.
Sytuację na świecie mamy jaką mamy i nikt tego nie zmieni (no chyba, że ktoś potrafi cofnąć czas jak bohater Marvela - doktor Strange).
Jednak podchodząc do tematu nieco poważniej... mnie samej przeszkadzało noszenie maseczki podczas co prawda krótkiego, ale intensywnego pobytu w Polsce. W Holandii nie ma takiego obowiązku i nie muszę się tym przejmować. To nie znaczy jednak, że nie dbam o siebie oraz bliskie mi osoby, innymi dostępnymi środkami.
Mój początek z zakrywaniem twarzy był naprawdę trudny. Nie dość, że nie mogłam w niej swobodnie oddychać, to jeszcze miałam ograniczone pole widzenia i dziwnie się czułam. Jednak jak to mówią - "jak mus to mus". Zresztą... moja mina na zdjęciu (choć mało widoczna) doskonale to opisuje.
Pomagała mi świadomość, że noszę ją dla swojego bezpieczeństwa, bezpieczeństwa bliskich oraz nieznajomych mi osób, z którymi przyszło mi rozmawiać.
Jednak nie samo noszenie maseczek wywołało moją wielką frustrację jaką poczułam już pierwszego dnia podczas wizyty w Polsce. Przede wszystkim zirytowali mnie ludzie. Okey... nie mam nic do tego, że nie zakładali maseczki idąc samotnie ulicą albo mieli ją tylko na brodzie zamiast na ustach oraz nosie. Ale wchodzenie do publicznego miejsca, w którym jest sporo ludzi (jak na przykład sklep, stacja paliw, czy salon samochodowy) i olewanie totalnie nakazów, a także zaleceń wywieszonych dużymi literami na drzwiach, to dla mnie znaczna przesada. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nikt nie zwracał tym ludziom uwagi.
Dlaczego niektórym tak trudno jest zrozumieć, że to dla naszego bezpieczeństwa? Też nie jestem za przesadnym narzucaniem ograniczeń, ale ostrożności nigdy dość. Przynajmniej tej podstawowej. Dla mnie mycie oraz dezynfekcja rąk w zupełności wystarczają, ale maseczki przecież nie szkodzą, a mogą pomóc.
Tym bardziej nie rozumiem podejścia osób starszych, które są szczególnie narażone na koronawirusa (tak, zaznaczam od razu, że wierzę w jego istnienie).
Opowiem Wam pewną sytuację, której byłam świadkiem. Wyobraźcie sobie ludzi wychodzących z kościoła, wszyscy w maseczkach. Nagle starsza kobieta, która spokojnie mogłaby być moją babcią, zaczyna nachylać się do drugiej i coś do niej mówić. Ta chyba jej nie słyszała, bo kobieta bez chwili wahania ściągnęła maseczkę na dół i zaczęła znów mówić coś drugiej prosto w twarz. Przez kilka sekund stałam oniemiała i nie wiedziałam co zrobić. Gdzie w tym wszystkim zachowanie jakiejkolwiek ostrożności? Naprawdę... nie potrafię tego zrozumieć.
Tym bardziej zirytowana jestem po dniu dzisiejszym. Cieszy mnie, że zdjęto nakaz noszenia maseczki na ulicy. Widzę, że nie tylko mnie, bo ludzie chętnie ściągnęli zakrycia twarzy.
To nie znaczy jednak, że maseczki nie musimy zakładać w ogóle. Na stacji benzynowej poza mną, maseczkę miała tylko jedna klientka. Reszta weszła jak gdyby nigdy nic i robiła sobie swobodnie zakupy. Serio? Tak to powinno wyglądać? Co gorsza po raz kolejny, nikt z obsługi nie zwracał nikomu uwagi.
Szczerze... jestem rozczarowana. Myślałam, że gdy przyjadę do Polski to zobaczę u ludzi trochę więcej rozumu. Bo teraz wychodzi na to, że wszystkie te zakazy oraz nakazy były na marne i straciliśmy 3 miesiące życia na darmo.
Comments